wtorek, 11 kwietnia 2017

Wielkie kłamstewka, czyli recenzja i odpoczynek od wyzwań

Bez żartów proszę. To już prawie połowa kwietnia? Kiedy, jak to się stało?

Marzec to był dla mnie miesiąc pełen wyzwań. Start sprzedaży nowych w Polsce farb do mebli, czyli mineralnych farb akrylowych Fusion, zaowocował koniecznością dużych zmian w moim sklepie www.hemma.pl. Nadal ulepszam, konfiguruję, kiedy tylko mogę pracuję nad tym, aby sklep był funkcjonalny.

Dodatkowo miałam duże zlecenie związane z malowaniem, trzy tygodnie je realizowałam, bardzo na raty i głównie po nocach. W dzień nie miałam jak się na pracy skupić, bo maluszek jest już znacznie bardziej świata ciekawy - mniej śpi w dzień i chce zwiedzać, obserwować otoczenie z perspektywy moich ramion, nie ma ochoty na leżenie i spanie.

próbniki kolorów farby akrylowej Fusion - też w marcu zrobiłam :)
Z mojej perspektywy to teraz czeka mnie najtrudniejszy czas. Mały człowiek odkrywa, że tyle ciekawego jest naokoło. Chciałby dotknąć, polizać, zobaczyć a tu nawet pełzanie raczkuje, więc własna niemoc irytuje i w płacz maluch uderza. Zniecierpliwienie potęgują zęby rosnące, więc najbliższe tygodnie to dla mnie znana już (z niemowlęcych czasów starszych dzieci) próba cierpliwości. Ale wiem dobrze, że to minie, jak wszystko. Przy małych dzieciach świat, jak elementy w kalejdoskopie, co dzień układa się inaczej. To dobre, ale i męczące, czasem też smutne bardzo, bo wszystko tak szybko się odmienia i nowe następuje. Coś co było zwyczajem, rytuałem przez kilka tygodni, nagle jest już tylko wspomnieniem...

szyć też próbowałam, ale z marnym skutkiem... :) klik
W marcu też udało mi się trochę poszydełkować, dla koleżanek zrobić dekoracje ze sznurka bawełnianego. To miłe, szydełkowanie czy na drutach robienie to dla mnie relaks duży. 
szydełkowa podkładka na stół robiona z dwóch kolorów (wzór jak na dywanik)
Jak zlecenie skończyłam, to byłam tak wymęczona, że dla równowagi pędzle odłożyłam i dla odmiany zanurzyłam się w TV. Na okoliczność wykupienia możliwości oglądania meczów piłkarskich na Euro 2016, nabyliśmy też dostęp do m.in. HBO GO. I póki mam ten serwis, korzystam kiedy mogę. Telewizji jako takiej właściwie nie oglądam, nie mam na to czasu, ale aściwie to chęci mi brak, bo zazwyczaj znajduję sobie inne zajęcie. To że na HBO GO oglądam film czasem w kilkunastu "odcinkach" mi w ogóle nie przeszkadza, kwestia przyzwyczajenia :)

W tym serwisie są też dostępne do obejrzenia całe sezony różnych seriali. O "Grze o Tron" nawet nie wspominam, bo to temat rzeka a ja należę do tej grupy, co czeka na pierwszy odcinek nowej serii, bardziej niecierpliwie niż moje dzieci na św. Mikołaja w Wigilię. Z innych produkcji - dzięki dostępowi do wspomnianego serwisu odkryłam seriale, które mnie urzekły. Najbardziej poluje na te z krajów "egzotycznych" ;) 

Czeski serial "Pustkowie" trzymał mnie za gardło i długo nie pozwalał odetchnąć. Inny rumuński czeka na dokończenie a teraz po kolei oglądam odcinki węgierskiego "Złotego źycia". Przyznam, że nie podróżowałam nigdy za wiele i nawet te najbliższe Polsce geograficznie kraje są dla mnie zagadką. Wiem, że nie poznam danego kraju oglądając serial w nim wyprodukowany - dość powiedzieć, marny poziom poznania byłby, gdyby ktoś spoza Polski miałby wyciągać daleko idące wnioski, jakim krajem jest Polska, po obejrzeniu serialu np. "Prawo Agaty" :) 

Więc kraju nie poznam, ale i tak serial czeski czy węgierski oglądam z zaciekawieniem - bo widzę np. jak tamte ulice wyglądają. Wyłączam polskiego lektora, uruchamiam napisy i słucham obcego języka - tak lubię oglądać. Poza tym, europejskie seriale ciekawią mnie inną narracją, nieraz bardzo daleką od tak dobrze znanych, typowych amerykańskich seriali. Choć i na tym polu miałam pod koniec marca naprawdę wspaniałą niespodziankę i dlatego całym sercem polecam obejrzeć amerykański serial pt. "Wielkie klamstewka" (Big Little Lies).

Serial to ekranizacja książki o tym samym tytule. Od początku wiemy, że ktoś zginął, że było to zabójstwo lub nieszczęśliwy wypadek. Ale nie wiemy kto, co, jak i to jest główna oś fabularna serialu, w którym przeplatają się wątki związane z trzema kobietami i ich dziećmi, znajomymi, rodzinami. Czas, w którym rozgrywają się wydarzenia w serialu, to kilka tygodni, ale chronologia jest przerywana reminiscencjami wydarzeń przywoływanych przez różnych bohaterów oraz licznymi dygresjami, które robią osoby znające główne bohaterki, ale nie znające ich dobrze. 
Te osoby snują swoje opowieści pełne własnych spostrzeżeń, plotek, zasłyszanych historii i to stoi w opozycji do wydarzeń, które my oglądamy jako widzowie. Czyli słyszymy "prawdę" osób postronnych a widzimy, towarzyszymy wydarzeniom, które naprawdę dotykają główne bohaterki. Ten dysonans, to zestawienie tego, co ludzie mówią o bohaterkach serialu, jakie wnioski wyciągają ze strzępów informacji, z obserwacji z dalszego planu, z tym, co się naprawdę wydarzyło - to zaciekawiło mnie w serialu najbardziej i najmocniej do kolejnego odcinka przyciągało. 

Nie czytałam książki, więc zagadka kryminalna była dla mnie zagadką i nic nie psuło przyjemności z oglądania, nawet fakt, że dość szybko zaczęłam się domyślać kto zginął, ale jak i kto się do tego przyczynił -  tego wiedzieć nie mogłam. I nie wiedziałam do ostatnich minut serialu, gdy w pełnej pasji retrospekcji widzimy, co się naprawdę stało. I sami możemy to zestawić, porównać z tym co "ludzie mówili". Paradoksalnie, wszystkie "prawdy", które w konspiracyjnym tonie i z wielkim przekonaniem o swojej słuszności wygłaszają mieszkańcy miasteczka, w którym dzieje się akcja serialu, dają najlepsze alibi głównym bohaterkom, które - nawiązując do tytułu serialu - też kłamią, aby chronić kogoś ze swojej grupy. 
Podsumowując - serial wspaniały, serdecznie polecam. 

Jeszcze jedno - muzyka w nim jest cudowna. Ciągle mam m.in. w głowie ten kawałek, otwierający serial.

Powoli mój "detoks" się kończy - niedługo wracam do malowania :)

Pozdrawiam,
Ewa